Scan barcode
A review by na_polce_renaty
Całun nieśmiertelności by Terry Goodkind, Lucyna Targosz
3.0
„Miecz prawdy” Terry’ego Goodkinda absolutnie uwielbiałam, choć teraz już wiem, że częściowo dzięki bohaterom serii, a przez to jak topornie mi idą „Kroniki Nicci”, mam ochotę wyć z rozpaczy.
Troje bohaterów kontynuuje swoją podróż przez rozległe tereny Starego Świata z nadzieją dotarcia do miasta, które widzieli z Kol Adair. Nathan, napędzany chęcią odzyskania swojej magii, i Nicci zdeterminowana, by nieść ludziom wolność obiecaną przez Richarda, dostają okazję do wypełnienia swoich misji w mitycznym Ildakarze. Bannon tymczasem niespodziewanie będzie mógł naprawić prześladujący go błąd z przeszłości.
Ciężko mi się czyta książkę z której bohaterami w żaden sposób nie rezonuję – Nathan zawsze wydawał mi się napuszony, Nicci niemal ślepo podążająca za swoimi przekonaniami i ciągle wracająca do nieodwzajemnionej miłości Richarda, oraz zwyczajnie naiwny Bannon. „Całun nieśmiertelności” rozkręca się bardzo wolno. Zanim nasi bohaterowie podejmą jakiekolwiek działania, muszą się rozejrzeć, a tego nie ułatwiają im władcy Ildakaru, więc historia nabiera tempa dopiero w drugiej połowie. Jednocześnie ciężko nie zauważyć pewnych powtarzających się motywów z „Miecza prawdy”, jak np. Morazeth, dziwnie przypominających Mord-Sith. Sama końcówka drugiego tomu kończy się sceną, po której miałam ochotę natychmiast sięgnąć po trzeci tom, by dowiedzieć się, jak nasze trio poradzi sobie z nowym przeciwnikiem.
Lubię styl pisania autora, ale w „Kronikach Nicci” irytuje mnie ciągłe wracanie do ubiegłych wydarzeń – wspomniana już wcześniej miłość Nicci do lorda Rahla, życie Nathana w Pałacu Proroków i utrata magii, a w przypadku Bannona jego dzieciństwo. Jak dla mnie o pewnych rzeczach wystarczy wspomnieć raz na książkę, a nawet zaryzykuję stwierdzeniem, że raz na serię, o ile nie liczy kilkunastu tomów. Naprawdę nie ma co non stop wyciągać tych samych tekstów. W pewnym momencie zaczęłam na nie patrzeć jak na zapychacze treści – by objętość powieści była jak największa.
Trzeci i czwarty tom zdecydowanie przeczytam – niezależnie od tego, ile będę je męczyć. Nadzieja, że Richard i Kahlan jeszcze się pojawią lub będzie jakaś informacja o ich dalszych losach, jest mocniejsza od wszelkiej nudy i niechęci, którą mogłabym odczuć. Poza tym jestem ciekawa co zrobią z nową przeszkodą.
Moja ocena 6/10
Troje bohaterów kontynuuje swoją podróż przez rozległe tereny Starego Świata z nadzieją dotarcia do miasta, które widzieli z Kol Adair. Nathan, napędzany chęcią odzyskania swojej magii, i Nicci zdeterminowana, by nieść ludziom wolność obiecaną przez Richarda, dostają okazję do wypełnienia swoich misji w mitycznym Ildakarze. Bannon tymczasem niespodziewanie będzie mógł naprawić prześladujący go błąd z przeszłości.
Ciężko mi się czyta książkę z której bohaterami w żaden sposób nie rezonuję – Nathan zawsze wydawał mi się napuszony, Nicci niemal ślepo podążająca za swoimi przekonaniami i ciągle wracająca do nieodwzajemnionej miłości Richarda, oraz zwyczajnie naiwny Bannon. „Całun nieśmiertelności” rozkręca się bardzo wolno. Zanim nasi bohaterowie podejmą jakiekolwiek działania, muszą się rozejrzeć, a tego nie ułatwiają im władcy Ildakaru, więc historia nabiera tempa dopiero w drugiej połowie. Jednocześnie ciężko nie zauważyć pewnych powtarzających się motywów z „Miecza prawdy”, jak np. Morazeth, dziwnie przypominających Mord-Sith. Sama końcówka drugiego tomu kończy się sceną, po której miałam ochotę natychmiast sięgnąć po trzeci tom, by dowiedzieć się, jak nasze trio poradzi sobie z nowym przeciwnikiem.
Lubię styl pisania autora, ale w „Kronikach Nicci” irytuje mnie ciągłe wracanie do ubiegłych wydarzeń – wspomniana już wcześniej miłość Nicci do lorda Rahla, życie Nathana w Pałacu Proroków i utrata magii, a w przypadku Bannona jego dzieciństwo. Jak dla mnie o pewnych rzeczach wystarczy wspomnieć raz na książkę, a nawet zaryzykuję stwierdzeniem, że raz na serię, o ile nie liczy kilkunastu tomów. Naprawdę nie ma co non stop wyciągać tych samych tekstów. W pewnym momencie zaczęłam na nie patrzeć jak na zapychacze treści – by objętość powieści była jak największa.
Trzeci i czwarty tom zdecydowanie przeczytam – niezależnie od tego, ile będę je męczyć. Nadzieja, że Richard i Kahlan jeszcze się pojawią lub będzie jakaś informacja o ich dalszych losach, jest mocniejsza od wszelkiej nudy i niechęci, którą mogłabym odczuć. Poza tym jestem ciekawa co zrobią z nową przeszkodą.
Moja ocena 6/10